Kochankowie – bajki i mity
Rozmowa z Justyną Artym i Jarkiem Puczelem
29 kwietnia 2022 roku, w olsztyńskiej Galerii Usługa Jazz Bar, odbyło się wydarzenie z cyklu Duety Artystyczne. Był to wernisaż prac Jarka Puczela z serii Lovers połączony z wieczorem autorskim debiutanckiej książki Justyny Artym Bajki i Mity.
Miesiąc później, 27 maja 2022 roku, galeria ponownie zaprosiła publiczność na spotkanie z Justyną i Jarkiem – z okazji finisażu wystawy, która kilka dni później przemieściła się do Stanów Zjednoczonych. Tę rozmowę poprowadziła Olga Żmijewska, inicjatorka Projektu Peace and Pussy i prezeska Fundacji Sztuka Wolności.
Zapraszamy do lektury tej niezwykłej, ciepłej i mądrej rozmowy o miłości i szkodliwości miłości romantycznej, o życiu twórczym i stereotypowych rolach społecznych kobiet i mężczyzn. Jest i poważnie, i wesoło, a przy tym ciepło i przyjacielsko.
Ale zanim przeczytacie, poznajcie naszych rozmówców:
Justyna Artym – pisze teksty i wykleja makatki. Owoce obu form ekspresji publikowała w czasopismach i prezentowała podczas akcji artystycznych i wystaw. Współzałożycielka, prowadząca i organizatorka cyklu spotkań literacko-muzycznych Olsztyński Literacki Miesięcznik Mówiony, grupy twórczych kobiet Półkowniczki oraz innych wydarzeń kulturalnych i spotkań autorskich. W kwietniu 2022 wydała swoją pierwszą książkę „Bajki i mity”.
Jarek Puczel – malarz. Stara się znaleźć stan równowagi pomiędzy zmysłowością przedstawienia a przejrzystością prezentowanych idei. Redukuje i intensyfikuje malarską formę, dążąc do uzyskania intymnej anonimowości, w której odbiorca może odnaleźć swoje własne emocje i myśli.
Obecnie reprezentowany jest przez cztery galerie: Maybaum Gallery w San Francisco, Guy Hepner w Nowym Jorku, Galerie Sandhofer w Salzburgu i Galerię Milano w Warszawie. Reprodukcje jego obrazów znalazły się m.in. na plakatach teatralnych i filmowych, okładkach płyt i około 40 książek.
Rozmowę publikujemy w dwóch częściach.
Dziś część pierwsza.
Olga: Podczas wernisażu, który prowadziła Ewelina Zdancewicz, mieliśmy okazję dowiedzieć się czegoś o drogach Jarka i Justyny, o ich procesach twórczych. O tym, jak dotarli tutaj, do tego miejsca: profesjonalnie, zawodowo, ale także prywatnie, ponieważ Justyna i Jarek są parą. Dowiedzieliśmy się o tym, że Bajki i mity są debiutem Justyny. Książka zawiera teksty pisane na przestrzeni kilkunastu lat. Jarek opowiadał także o serii obrazów Lovers, którą mamy okazję tutaj oglądać jeszcze tylko przez kilka dni. Dzisiaj chciałabym kontynuować tamtą rozmowę i nie powtarzać już pytań. Jesteśmy wszyscy starsi o miesiąc, a Justyna i Jarek są bogatsi o doświadczenia związane z tą wspólną wystawą.
To jest pytanie i do Jarka, i do Justyny, ale przede wszystkim do Justyny, ponieważ to był twój debiut w środowisku artystycznym i literackim – w roli artystki i pisarki, która już pozwala tak do siebie mówić. Pytanie brzmi: co się zmieniło w twoim życiu przez ten miesiąc? Co się wydarzyło?
Justyna: Tak, to rzeczywiście był miesiąc, który bardzo dużo zmienił. Przede wszystkim moje poczucie tożsamości, sposób mówienia o sobie i o tym, czym się zajmuję. To nie są już jakieś wymyślone tożsamości zastępcze, cząstkowe, ale ta związana z najgłębszą prawdą o mnie. Nowe jest też dla mnie występowanie w roli osoby, z którą są prowadzone spotkania, a nie tej, która je prowadzi.
Jarek: Dla mnie był to czas stałej pracy malarskiej. Nawet dzisiaj malowałem przez kilka godzin w pracowni, więc wystawy czy wydarzenia nie zmieniają tak dużo w sensie regularnej pracy. Ale wczoraj odbył się wernisaż w trybie online w nowojorskiej galerii Guy Hepner i było trochę napięcia z tym związanego. Rzecz poszła nawet o prawa autorskie do opisów moich prac.
Justyna: Kiedy opublikowano tę wystawę w Internecie, zauważyłam, że użyto całych akapitów z mojego tekstu o twórczości Jarka bez podpisania mnie. Strasznie się wściekłam. Natychmiast napisałam maila do galerii, wyjaśniłam, że to ja jestem autorką tych słów i że domagam się uszanowania moich praw autorskich i zamieszczenia mojego nazwiska. Odpowiedź przyszła błyskawicznie, a wystawę edytowano. To było dla mnie coś kolosalnego, że potrafię bez wahania upomnieć się o swoje słowa, stanąć za sobą jako autorka, nawet wobec galerii w Nowym Jorku. To naprawdę nowa moc, z której korzystam.
Jarek: Oni nie mieli intencji kradzieży, po prostu różne teksty o mojej twórczości gdzieś tam krążyły we fragmentach i wybrali akurat teksty Justynki, nie wiedząc, kto je napisał. To było naprawdę zwycięstwo, tym bardziej, że napisali ci mocne słowa, że te teksty są bardzo dobre i trafiają w istotę mojego przekazu malarskiego.
Olga: Czy myślisz, że przyczynił się do tego, do tej twojej nowej mocy, fakt, że debiutowałaś i że jesteś po wernisażu / wieczorze autorskim?
Justyna: Absolutnie tak. Przed debiutem usłyszałam kiedyś, że nie można mnie nazywać pisarką, bo nie wydałam jeszcze książki. I rzeczywiście, opublikowana książka to jest jednak coś materialnego, namacalnego. Ta tożsamość pisarki nie jest już w sferze potencjalnej, że może kiedyś bym chciała albo tak mi się wydaje, że bym mogła, ale jeszcze nie wiem, bo nie sprawdziłam. A teraz sprawdziłam, książka istnieje fizycznie, dostaję naprawdę niesamowite informacje zwrotne o tych tekstach i o tym, co one ludziom robią. To jest wspaniałe.
Olga: Drugie pytanie jest do Jarka. Miesiąc temu, podczas wernisażu / wieczoru autorskiego, dowiedzieliśmy się, że nie znasz wszystkich tekstów, które ukazały się w książce Justyny. Mówiłeś wtedy, że już bardzo cieszysz się na to, że będziesz mógł je przeczytać nazajutrz. I chciałam zapytać o twoje wrażenia. O to, który tekst być może szczególnie cię poruszył, może zaskoczył? Które to są teksty? Proszę, opowiedz o tym.
Jarek: Pierwszy tekst jest o tyle ciekawy, że ustawia interpretację całej książki. Mówi o metodzie twórczej, którą stosuje postać o imieniu Judyta. To jest osoba, która bezlitośnie tnie, redukuje, wyciąga esencję z rzeczy. I to jest tekst, który mnie bardzo zadziwił. Potem następuje Stworzenie świata, który jest niesamowicie tricksterski i dowcipny. Podoba mi się to, że często zakończenia są takie niespodziewane. Zarazem jest to jakaś momentalnie wyciągnięta esencja. I takich tekstów jest dużo. Czuję sentyment do tekstu pod tytułem Woda, bo mówi o nas. Fakt, że ja tam jestem przedstawiony jako śpioch, a Justynka wychodzi i podziwia naturę [śmiech]. Tekst generalnie mówi o kondycji ludzkiej, mówiąc o wodzie, o lodzie, o parze, bo tym wszystkim bywamy. Oprócz tego sporo jest tekstów dowcipnych. Na przykład Kopciuch jest świetny i bardzo zabawny, ma mięsisty język. W Impresjach dworcowych pokazane są cztery pory roku na dworcach kolejowych, ale tak naprawdę zawsze jest gra na koniec w kilku słowach na temat rzeczy ostatecznych, bo tam są szyny, jest jakiś rodzaj niepokoju, jakieś samobójstwo się czai, ale zakończenie jest zupełnie rozwalające. Bardzo polecam. Może tyle wystarczy.
Olga: Justyno, może chciałabyś coś dodać?
Justyna: Jarku, tak pięknie opowiadasz o mojej twórczości, może teraz ty byś napisał recenzję mojej pracy?
Olga: No i mamy przepiękne przejście do kolejnego pytania. Rozmawiamy z artystką i artystą. Tutaj akurat spotykamy się w przestrzeni profesjonalnej, ale także prywatnie jesteście parą. Jak wy sądzicie, jak to widzicie dzisiaj, w jaki sposób wasza twórczość – konkretnie ta związana z tą wystawą duetów artystycznych – zazębia się, jak ze sobą współpracuje, tańczy, co nowego tworzy? Czy można powiedzieć, że fakt, iż mieliście to wspólne wydarzenie artystyczne / twórcze, sprawił, że pojawił się jakiś trzeci byt? Dziś już wiemy, że Justyna napisała tekst o malarstwie Jarka. Być może Jarek coś napisze o Justynie albo ją namaluje (chociaż pewnie już ją malował). Czy powstaje jeszcze coś wspólnego?
Jarek: Myślę, że spajają nas przede wszystkim uczucia między nami i zarazem podobny typ wrażliwości. To jest tak, że mamy swoje obszary, ale też bardzo często słuchamy tej samej muzyki, chodzimy na te same koncerty. Właśnie niedawno byliśmy w filharmonii na koncercie dyrygowanym przez Maksymiuka, gdzie w trzeciej symfonii Beethovena zaszła bardzo ciekawa i niespodziewana dla nas zmiana. Po dwóch częściach utworu wykonanych przez Maksymiuka, dyrygenturę przejęła pani Anna Sułkowska-Migoń. A więc, stary, 86-letni mężczyzna dyrygował przez dwie części, a potem o sześćdziesiąt lat młodsza, 26-letnia dziewczyna wykonywała część trzecią i czwartą. Bardzo ciekawe przejście i kontrast osobowości: starszy mężczyzna, ale wciąż z wielką ikrą temperamentu, w zestawieniu z uzdolnioną dziewczyną, która wygrała niedawno w Paryżu konkurs na najlepszą dyrygentkę, spośród chyba dwustu uczestniczek. Potem oglądaliśmy jeszcze panią Annę w telewizji Arte. Jej styl był kapitalny, była subtelność, była niesamowita precyzja i te orkiestry po prostu chodziły jak cudowne zegary.
Justyna: Tak, jest coś podobnego w naszej wrażliwości i twórczości. Oboje operujemy minimalizmem, redukcją, a zarazem głębią i ukrytymi znaczeniami, wieloznacznością. Judyta, którą przywołałeś, trochę przypomina ten mój tekst o twojej twórczości. Może dlatego Jarkowi od razu podobało się moje pisanie, a mi jego obrazy. Wystawa jest więc raczej prezentacją tych podobieństw. Jest to już nasze kolejne dziecko. Zaczęło się od katalogu Jarka, nad którym razem z nim pracowałam i do którego napisałam wstęp. Potem wystąpiliśmy na wystawie duetów słowno-wizualnych w Usłudze. Natomiast nowe jest dzielenie się z innymi tym byciem duetem, współpracą życiową i twórczą. Do tej pory raczej trzymaliśmy naszą prywatność dla siebie. Mamy nadzieję, że dzielenie się naszym doświadczeniem komuś pomoże, kogoś zainspiruje.
Olga: Justyno, na wystawie w olsztyńskiej Galerii Usługa znalazł się twój tekst Wędrowiec. A tekst Woda czytałaś w październiku 2021 roku na rynku podczas naszego spaceru Półkowniczek, prawda?
Chciałabym zapytać teraz o serię obrazów Jarka pod tytułem Kochankowie. To pytanie będzie nieco rozbudowane.
Pamiętam, że podczas wernisażu Justyna opowiadała, że jeszcze zanim byliście parą, już znała tę serię. Justyno, wspomniałaś, że w serii Lovers nie podobało ci się to, że postaci na obrazach są ze sobą stopione, są zamazane ich granice. Wyjaśniłaś, że twoim zdaniem te granice powinny być jasne i że dla ciebie to jest istotne w relacji, aby każdy miał swoje granice. Jako taka osoba-indywiduum z granicami można się wtedy spotkać z inną osobą.
Ja chciałabym opowiedzieć o swoich odczuciach. Kiedy oglądałam obrazy tutaj podczas wernisażu, poczułam się niezwykle poruszona i zespolona z zabiegiem, który tam zastosował Jarek. Bardzo do mnie przemawia to, że te postaci są bez jasnych granic, że są rozmyte i w tym rozmyciu połączone. Patrząc na nie, poczułam, że dla mnie taki sposób pokazania kochanków fantastycznie odzwierciedla pewien rodzaj stopklatki z życia – ten moment zespolenia energetycznego pomiędzy ludźmi. Pomiędzy kobietą a mężczyzną to zespolenie energetyczne jest wręcz bardzo fizyczne. Dwie osoby łączą się. Ich ciała łączą się w jeden byt. I tak naprawdę można na to spojrzeć tak, że z dwóch odrębnych bytów tworzy się trzeci byt. To tak jak wasza wspólna twórczość, która jest trzecim bytem poza tymi bytami, jakimi są odrębnie twórczość Justyny i twórczość Jarka. To mi otworzyły te obrazy Jarka. Pojęłam, że kiedy dwie osoby się ze sobą połączą na głębokim poziomie duchowym, energetycznym, mentalnym, psychicznym, emocjonalnym, cielesnym, to powstaje tak naprawdę coś trzeciego. Często jest to człowiek (dziecko), ale oczywiście ten trzeci byt może być też niezmaterializowany w postaci cielesnej. Po prostu jest to byt energetyczny. Myślę, że te obrazy przepięknie oddają także sedno sentencji z Małego Księcia o tym, że dobrze widzimy tylko sercem, a to co najistotniejsze jest niewidoczne dla oczu. Dla mnie te obrazy pokazują rozmycie tego, co widoczne na rzecz czucia i w ogóle na rzecz innych zmysłów niż wzrok.
Czy chcielibyście to skomentować, czy może takie spojrzenie byłoby ci bliższe i może byłoby do zaakceptowania dla ciebie, Justyno?
Justyna: Dziękuję za to pytanie, bo czułam, że moja wypowiedź na wernisażu mogła zabrzmieć tak, jakby nie podobały mi się te obrazy. Dobrze, że mam okazję to sprostować. Oczywiście, pod względem malarskim one są rewelacyjne, to jest bardzo dobra koncepcja. Chciałam zauważyć, że te nowe obrazy z cyklu Lovers, które obejrzałaś tutaj, mają już zupełnie inną energię niż te, które widziałam w Galerii Rynek 10 lat temu. Na tych pierwszych obrazach twarze były połączone jednym grubym pociągnięciem farby, jakby magmą, która zlewała, stapiała ich indywidualne rysy. I rzeczywiście ten lęk przed zlaniem się i zniknięciem to jest jeden z moich stałych tematów. To się nie odnosi tylko do relacji międzyludzkich, ale nawet do relacji między Stwórcą i stworzeniem. Czy my się mamy roztopić w tym oceanie Wszechświata, czy jednak jakaś nasza indywidualność zostanie zachowana? O tym mówi tekst Teoria wszechrzeczy. Zatem potwierdzam swoją niechęć do stania się rozlaną magmą. Aczkolwiek te nowe obrazy, o których ty mówisz, są już zupełnie inne. Postacie są jednocześnie połączone i odrębne, wyraziste. Jest nowa energia, bardziej radosna, lekka, bardziej czuła. Dodam, że nie jestem odosobniona w odbiorze tych pierwszych obrazów, bo one ilustrowały na przykład artykuły psychologiczne o toksycznych związkach lub książkę Zeruyi Shalev pod tytułem Pain, jeśli ktoś nie zna angielskiego, to oznacza Ból [śmiech], opowiadającą o romantycznym uwikłaniu.
Jarek: Po pierwsze to my się też zmieniamy. Zmieniają się nie tylko obrazy, ale i nasze rozumienie tych obrazów. Z drugiej strony, one mówią o miłości romantycznej, która jest słodko-gorzka, ma wzloty i upadki, jest tam dużo bólu. Teraz można by się pokusić o wzięcie Kochanków pod lupę, czy tam nie ma czegoś takiego właśnie toksycznego. Czy ktoś nie panuje nad kimś za mocno. Ale ja bym rzeczywiście widział to połączenie jako połączenie energetyczne we wspólnym polu. I ta farba właśnie podlega takim zmiennym rytmom napięć i rozluźnień, tu jest gęściej, tam jest rzadziej, jak impulsy między zakochanymi.
Justyna: Jeszcze dopowiem, że zgadzam się z tobą, oczywiście, że kiedy łączą się dwie energie, to powstaje coś trzeciego. Miłość ma być płodna, ma owocować, tworzyć nowe rzeczy dla świata. Przychodzi mi na myśl obraz z warsztatów psychologicznych dotyczących autentyczności, które często wspominam. Był to rok 2019. Malowałyśmy tam drzewo, które było obrazem nas. Moje drzewo było bardzo samotne, jakby na osobnej, własnej planecie, jego otoczenie było zaznaczone umownie. Kiedy omawiałyśmy te obrazy, miałyśmy za zadanie również przyjrzeć się, czego brakuje naszemu drzewu, co chciałybyśmy, aby na nim się znalazło. I uderzyło mnie, że moje drzewo nie ma owoców. Tak rzeczywiście wtedy czułam moje życie. Powiedziałam, że mam wielkie pragnienie wydania owocu. Na co Wioletta Przybyszewska, niezwykle mądra osoba, powiedziała taką rzecz: istnieją gatunki drzew, które żeby wydać owoc, muszą mieć drugie podobne drzewo obok siebie. Niekoniecznie jakoś bardzo blisko. Ale na tyle blisko, aby poruszający się pomiędzy nimi wiatr przenosił pyłki z kwiatów. Wtedy może wydać owoc. I rzeczywiście tak się czuję teraz z Jarkiem. Mam swoją przestrzeń, której potrzebuję, a jednocześnie jest między nami przepływ.
Link do książki Justyny Artym „Bajki i mity”.
Na drugą część rozmowy zapraszamy w kolejnym wpisie.